piątek, 2 listopada 2012

[2] Rosół z kota



     Wpatrywała się w ziemię.  Jej terapeuta powtarzał niczym mantrę, by unikała konfrontacji z innymi ludźmi polegając wyłącznie na sobie, więc starała się ograniczyć je do minimum. Nie zawsze jej to wychodziło. Może powinna mieszkać w dziczy zamiast kryć się po piwnicach? Ale zjedzono by ją tam szybciej niż poczułaby ssanie w żołądku.
- Zarobić? W jaki sposób? - mruknęła, przestępując z nogi na nogę i masując zmarznięte dłonie. Nadgarstki bolały. Czyżby początki reumatyzmu? 
Chyba wolałaby jednak złapać tego kota, mniej kłopotu. 
- Jestem rzeźnikiem - już pierwsze dwa słowa jej się nie spodobały. I co w związku z tym, że nim jest i lubi się babrać w zwierzęcej krwi? Rzeźnik lubi, ona musi, to ich różniło. - Dostaniesz lepsze żarcie, kocie mięso nie należy do najsmaczniejszych. Wystarczy... - parsknął krótko, orientując się, co chce jej zaproponować -... że uprzątniesz mi nieco chałupę.

    Nie spodziewała się tego. 
    Dotychczas jedyne brudy jakie musiała zbierać z podłogi były jej brudami, nikogo innego, a myśl, że miałaby dotykać rzeczy, które do niej nie należą przyprawiła ją o dreszcze obrzydzenia.
- Mam sprzątać? Dostanę same ochłapy mięsa, czy ugotujesz mi coś co będzie dało się zjeść? - uniosła głowę, przyglądając się mężczyźnie szarymi oczami. Jeżeli to on zrobiłby jedzenie mogłaby na taki układ pójść. Z drugiej jednak strony i tak nie miała czego do gęby włożyć, więc nie powinna wybrzydzać tylko przyklasnąć i jeszcze kajać się u jego stóp, dziękując za ten akt łaski.
- A potrafisz zrobić coś innego, co byłoby dla mnie przydatne? - Odparł pytaniem, na powątpiewanie paniuchny o sprzątaniu. Kryła się w tym istotna krztyna pogardy, ale mężczyzna sam w sobie nie był szczególnie towarzyską osobistością.
Odwrócił się i pomaszerował dalej. Jego dom znajdował się poza miastem, kawałek drogi ale od czego miało się nogi? Nie miał zamiaru zachęcać żyjącego wieszaka do korzystania z jego oferty - jeżeli się zdecyduje, to polezie za nim.
I - a jakże - polazł. Może i nie podobał się jej jego protekcjonalny ton, ale głupotą było nie skorzystać z propozycji. Głupotą też było zaufać z miejsca mężczyźnie, którego spotkało się na ulicy, ale dziewczyna nie co dzień miała okazję napełnienia żołądka ciepłym posiłkiem (jakimkolwiek posiłkiem!), więc podreptała za nim, potykając się o własne nogi. Miała tylko nadzieję, że tam, gdzie ją zaciągnie będzie ciepło i przyjemnie. 

I czysto, a sprzątanie będzie tylko symbolicznym wytarciem kurzu z półek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz