wtorek, 6 listopada 2012

[3] Rosół z kota






Tam gdzie ją zaprowadził było jeszcze ciemniej i jeszcze zimniej, a widmo nadchodzącej zimy boleśnie smagało policzki.
Chata wyglądała jak oderwana od rzeczywistości, tak różna od betonowych bloków, które przecież majaczyły nad linią drzew, a właściwie cieni tych drzew. Uschnięte i rzadkie nie prezentowały się najlepiej.

Tam gdzie ją zaprowadził może było i ciemno i zimno, ale nie umknął jej fakt, że domek ten stoi po środku parku, którym zresztą codziennie się przechadzała, grzebiąc po koszach ze śmieciami. Tylko czemu wcześniej go nie widziała?

Mężczyzna nie wdawał się w rozmowy całą drogę. Znalazłszy się przed domem, mruknął coś pod nosem, wpuszczając dziewczynę do środka i sam wślizgnął się za nią, spiesząc w stronę tlącego się kominka. 
Na wapiennych ścianach wisiały obrazki rysowane niewprawną ręką dziecka, którego wyobraźnia mogłaby być porównywalna z tą mistrza Beksińskiego, obok wystukiwał złowieszczo stary zegar przyklejony do jedynej w pomieszczeniu szafy. Klimat iście bajeczny.
O ile nie była to rupieciarnia - nie licząc pojedynczych porozstawianych po całym pomieszczeniu naczyń i najróżniejszego kształtu butelek - to całe pomieszczenie wręcz tonęło w kurzu. A jednak symboliczne wytarcie kurzu nie wchodziło w grę.
- Rano wychodzę, wieczorem wracam. Liczę, że w tym czasie zdążysz mi tu uprzątnąć raz na jakiś czas - powiedział, kucając przy trzaskającym ogniu, z próchnem w rękach.
Elektryczność widocznie była mu obca.
Stłumiła narastające, jedno za drugim, kichnięcie.

Miała zostać sprzątaczką! Taką samą jak wszystkie te proste, niewykształcone dziewki, tylko, że dla nich to praca marzeń a ona, po studiach, czuła się  upokorzona i obdarta z resztek honoru.
Obserwowała jak dokłada opału do ognia, wstaje grzebiąc w szafie i rzuca na stół szmatę.
- Zaczniesz już teraz, jeśli już dziś chcesz miski zupy - warknął - beczka z wodą stoi przy drzwiach. Trzeba mi tu pajęczyn ściągnąć i przetrzeć meble. Nie powinnaś się przemęczyć - z miedzianego stojaczka na gzymsie kominka ściągnął zdobioną fajkę, nabił ją i odpalił, rozsiadając się wygodnie w miękkim fotelu. Jednym z dwóch w pokoju, który stanowił całe mieszkanie.
Zagryzła wargi, pąsowiejąc na policzkach.

Drżącą ręką ściągnęła ze stołu ścierę - swojego rodzaju znak jej poddaństwa i uległości. Brakowało jej tylko fartuszka i tego, by zwracała się do niego per Panie. Tania siła robocza.
Powiodła wzrokiem po mieszkaniu, nie wiedząc za co się zabrać i w co włożyć ręce. Jakby wyszedł dalej na nocne łowy, czułaby się pewniej, nie lubiła być obserwowana. Podciągnęła rękawy czarnej koszuli, z której chwilę wcześniej ściągnęła grubą kurtę.
- Podłoga na końcu - zakomenderowała samej sobie, podnosząc głowę i przyglądając się sufitowi, który żył własnym życiem. Czyżby jej pracodawca chował swój prywatny szwadron złożony z pająków i innego robactwa? Przez ciało przeszedł jej dreszcz obrzydzenia. Poczłapała niezgrabnie po stołek, wdrapując się na niego. Sięgnęła w stronę tej małej wylęgarni i zawahała się.
- Muszę? - wymamrotała i nie czekając na odpowiedź zagarnęła jedną część pajęczyn z jej domownikami w szmatę. Ze wstrętem zeskoczyła ze stołka i wrzuciła ją do zbiornika z wodą, patrząc z fascynacją jak wszystko się topi.
- Nie musisz, mogę cię tu przetrzymywać jako dziwkę jeśli sobie tego życzysz - burknął. Po izbie zaczął roznosić się goździkowy zapach, a nad fotelem unosiła się srebrnawa mgiełka dymu. Po przedłużającej się ciszy spytał tonem, który wcale nie wskazywał na zainteresowanie tym tematem.
- Jak masz na imię?




1 komentarz: