Kocur uchylił leniwie jedno oko, ani myśląc by zrobić to samo z drugim. Zastrzygł uchem i ślepie zamknął, zdecydowany nie przerywać drzemki. Cichy pomruk wydobywający się z tego kłębka rozpaczy powoli zaczynał naśladować niskiej klasy traktor stojący na skraju upadku. W zasadzie zwierzak z tymże traktorem się utożsamiał, twierdząc, że wystarczy wymienić w nim kilka zardzewiałych części a z powrotem wróci w niego życie.Traktor zakrztusił się, doprowadzając kocisko do torsji.
Jedna łapa, druga, wygiąć grzbiet...Przeciągnął się, wyrwany z pół-snu. Machnął ogonem, który spokojnie mógłby konkurować z brudną szczotą od kibla i ruszył przed siebie, powłócząc kończynami.
Noc nie należała do najcieplejszych. Samochody wariowały, jak zresztą zawsze, sunąc wściekle po asfalcie to w jedną to w drugą stronę a jaskrawe kolory męczyły znużone oczy. Po ulicy nie kręciło się wiele osób. Raz na jakiś czas gdzieś przemknął w cieniu pijany łebek, gdzie indziej grupka chłopaków pikowała niezgrabnie z pięściami na innego, pokazując mu w ten nietuzinkowy sposób, że to nie jego teren, kawałek dalej jakieś nieopierzone dziewczę dążyło do tego, by przygruchać sobie kawalera i stać się następną młodocianą matką. Dzień jak co dzień, noc jak każda inna. Nic nowego, co na tyle wstrząsnęłoby światem, że przez dwie, może trzy doby trąbiono by o tym w mediach.
Kocur przemknął zgrabnie między samochodami, siadając po drugiej stronie ulicy i przyglądał się mknącym maszynom. Wiatr targał jego futrem, rozrzucając dookoła jesienne liście. Kostka na chodniku była śliska a w jej zagłębieniach zadomowiły się brunatne kałuże. Cały krajobraz był spętany nowoczesną, elektryczną, jesienną paskudnością.
- Kici kici... - kocie ucho drgnęło, słysząc znajomy dźwięk. W jego stronę wyciągały się dwie chude dłonie, okutane w dziergane rękawiczki. - Nadasz się idealnie na rosół.
Płowowłosa dziewczyna oczami wyobraźni już widziała jak obdziera kocisko ze skóry, odpowiednie płaty mięsa wieszając pod sufitem nad kominkiem, by ładnie się zwędziły, a resztę przeznacza na upragniony rosół. Królik lepiej by się nadał, ale jak się nie ma co się lubi, to się bierze co się da. Bezdomnych kotów w mieście nie zabraknie...
... ale jedzenie uciekło spomiędzy chudych dłoni.
W zamian złapały nieco błota spod ciężkich butów, które uderzyły marszowo o bruk. Mężczyzna przeszedł arogancko obok polującej płosząc jej ofiarę. Jeszcze zatrzymał się na moment kilka kroków dalej, obracając się wstecz, jak gdyby słowa o rosole z kota go zdziwiły.Niedoszła łowczyni wciągnęła głośno powietrze.
- Czy zdaje pan sobie sprawę, że spłoszył mój jedyny, potencjalny posiłek tego dnia? - powiedziała cicho, bez żadnych emocji, zaciskając boleśnie dłonie w pięści. Nie podniosła oczu na mężczyznę, bo najprawdopodobniej rzuciłaby mu się do gardła i to jego powiesiła na linach pod sufitem.Poczuła jego spojrzenie na sobie. Zastanawiał się co jest dziwniejsze - wizja tej dziewuchy wciskającej na siłę kocura do wielkiego rondla, w którym wrze woda czy może ta sama, zwracająca się do niego w wysoce kulturalny sposób.
Zmarszczył brwi nad tym stworzeniem boskiej niedoli. W dalszym ciągu nie potrafił zrozumieć zasad, rządzących się miastem.
- Chcesz zarobić na żarcie?